Kandy

Mamy piękny widok z okna na miasto, jezioro i wzgórze z posągiem Buddy. Po zmroku Budda jest zawsze podświetlony, a tym razem towarzyszy mu jeszcze w nocy burza z piorunami, więc widok z okna mamy naprawdę świetny. Wstajemy dość wcześnie, żeby zdążyć zobaczyć dziś wszystko co chcemy.

Zaczynamy od Sri Dalada Maligawa – świątyni, w której przechowywany jest ząb Buddy. Podobno po śmierci Budda został skremowany, a pośród jego prochów znaleziono zupełnie nienaruszony ząb. Podobno będąc w Kandy, trzeba to zobaczyć, więc już od 8 rano próbujemy dostać się do świątyni, żeby uniknąć tłumów i upału. Nie jest to jednak takie proste. Wydawało nam się, że jesteśmy odpowiednio ubrane (okryte ramiona i kolana), ale pani przy wejściu ma zastrzeżenia co do naszych chust – podobno patrząc pod słońce prześwitują. Przebieramy się więc 5 razy na różne sposoby, ściągamy niżej spudnice, obwiązujemy się chustami po 2 razy, ale w rezultacie lekko wyprowadzona z równowagi pani, która co chwila musi podziwiać i oceniać nasze nowe kombinacje daje nam do zrozumienia, że jednak wyglądamy jak lafiryndy i nie zobaczymy zęba Buddy. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak tylko przejść się na drugi koniec świątyni do drugiego wejścia. Przed ostateczną próbą chowamy się za najbliższym drzewem i poprawiamy swoje stroje jak najlepiej umiemy. Tym razem udało się bez problemu za pierwszym podejściem. Chyba przy wyjściu pokażemy pani, która nas nie wpuściła „skrob marchewka”.

Podziwiamy świątynię, ale nie wiemy do końca gdzie znajduje się ząb. Prawdopodobnie gdzieś przy głównym ołtarzu, ale nie udało się nam go w końcu zlokalizować. Świątynia nie robi na nas oszałamiającego wrażenia, bardziej ciekawe jest to, co się w niej dzieje. Jest mnóstwo ludzi, którzy przyszli z lotosami w rękach, a teraz stoją w długiej kolejce, aby złożyć je na ołtarzu i się pomodlić. Inni zapalają malutkie świeczki, których długie rzędy poustawiane są na dworze. Są też panowie, którzy grają na bębnach. Wszędzie są tłumy ludzi i mnóstwo kwiatów.

Obok świątyni jest stary brytyjski cmentarz garnizonowy. W drodze na miejsce skręcamy zbyt wcześnie i trafiamy na chłopaków, którzy właśnie biorą kąpiel w misce na dworze. Nie są jednak zbyt speszeni i szybko kierują nas na odpowiednią drogę. Cmentarz robi dość przygnębiające wrażenie, bo praktycznie wszyscy pochowani tam mają nie więcej niż 29 lat, bywa, że są to całe rodziny z małymi dziećmi. Podobno większość zmarła z powodu udarów słonecznych i malarii.

Trzeci punkt to nasz duży biały Budda na wzgórzu. Musimy do niego podjechać tuk tukiem – jest jakieś 35 C, środek dnia i pełne słońce. Jest tak gorąco, że nie da się przejść boso po kafelkach wokół Buddy co jest wkazane ze względu na okazanie szacunku. Z tyłu posągu – na plecach są schody prowadzące prawie do głowy, skąd widok jest najlepszy – całe miasto w zasięgu wzroku. Po drodze na górę mijamy znak, na którym jest narysowana para i przekreślona grubą czerwoną linią – oznacza to, że randezvous w obrębie Budzi jest zabronione. Mimo to i tak spotykamy siedzącą razem na schodkach zawstydzoną parę 😉

Nasze wrażenia jak do tej pory są bardzo pozytywne. Ludzie są bardzo mili i pomocni, a jakby tego było mało właściwie wszyscy mówią po angielsku, co bardzo wszystko ułatwia. Gorzej jest z jedzeniem – jak narazie nie udało nam się zjeść nic naprawdę dobrego i wszystko jest bardzo ostre. Warto wiedzieć, że jeśli zamawia się coś z warzywami, to będą to raczej tylko ziemniaki i ewentualnie cebula. Jutro rano jedziemy do Elli, a podobno właśnie tam można zjeść najlepiej na Sri Lance, więc chętnie sprawdzimy 🙂

3 odpowiedzi do “Kandy”

  1. 35 stopni i słońce a tu w pierwszy dzień wiosny śnieżyca i minus 12 stopni więc korzystajcie ile się da ze słońca

  2. 35 stopni a tu śnieżyca i minus 11 w nocy więc korzystajcie ile się da, z zapowiedzi wynika, że zanosi się na white Easter

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *